Dlaczego wolę zatrudniać młode mamy?
Mam problem z przyjmowaniem do pracy mężczyzn. Autentycznie. Mówię jak jest. I nie chodzi o to, że lubię być otoczony wianuszkiem wpatrzonych we mnie pań. Każdy by lubił. Żaden ze mnie jednak George Clooney czy Harrison Ford. Mogę z nimi konkurować ewentualnie poczuciem humoru, jeśli mam lepszy dzień, a poza tym rekrutuję najczęściej na potrzeby innych zespołów i firm a nie moje własne, czy zespołów którymi kieruję.
Za chwilę o mamach z tytułu… a na razie o co chodzi z tymi facetami?
Współpraca z facetami zaczyna się zazwyczaj od rytualnego udowadniania, kto jest alfa i ma dłuższego p…ióropusza i niestety często toczy się według scenariusza rodem z francuskiej szkoły zarządzania. Subtelności tej szkoły objaśnił mi, pamiętający chyba jeszcze budowę wieży Eiffla, HR-owiec w paryskiej centrali światowego koncernu, kiedy na ostatnim etapie rekrutacji brutalnie „uwalił” moją kandydaturę, uznając że się nie odnajdę w korporacyjnej rzeczywistości. Wkurzył mnie tym wówczas mocno. Skierował moje zawodowe losy na zupełnie inne tory, za co paradoksalnie jestem mu dziś wdzięczny. I po latach stwierdzam, że musiał się jednak znać na tej robocie bo miał absolutnie rację. Mówił:
„Wpuszczamy na klepisko trzy młode koguty (menedżerów). Wiadomo, że zaczną się naparzać. Ten który przeżyje zostaje w naszych oczach liderem (wchodzi do zarządu, awansuje itd.).”
Nie znoszę organicznie tych rytualnych tańców i przepychanek. Mimo, iż przez lata nauczyłem się w nich dość dobrze poruszać, unikam ich i środowisk w których są konieczne, jak ognia. Najczęściej są one napędzane przez typowo męską, choć tu, skierowaną w złą stronę, potrzebę walki, zmagań i wygrywania.
Dlaczego zatem chętnie wybieram młode mamy do pracy? Dlaczego mając dwoje równorzędnych kandydatów różniących się płcią, w większości przypadków, postawię na kobietę, a młodą mamę w szczególności ?
Z moich wieloletnich doświadczeń wynika, że nikt nie jest tak zorganizowany i zaangażowany w pracę jak młode mamy. Po prostu nie mają innego wyjścia! Macierzyństwo uczy kobiety tego, czego mężczyźni muszą się uczyć na kursach samoorganizacji i zarządzania czasem. Nie ma potrzeby szkoleń z produktywności, motywacji czy koncentracji. Moje współpracownice, zwykle patrzyły na mnie jak na kosmitę, mówiącego totalne oczywistości, kiedy próbowałem im relacjonować swoje odkrycia w tych dziedzinach. Mają określony czas w ciągu dnia, przeznaczony na pracę i koncentrują się w nim maksymalnie na swoich obowiązkach, efektywnie wykorzystując swoje pracownicze 6 czy 7 godzin, bo wiedzą że mają ich tylko tyle i już. Harmonogramowanie, priorytetyzację, rozwiązywanie sytuacji kryzysowych ćwiczą na swoim drugim, maminym etacie i są przygotowane do radzenia sobie z nimi lepiej, niż ktokolwiek inny.
Doceniają jak nikt inny, jeśli wykażesz jako pracodawca czy przełożony zrozumienie dla ich poza-firmowych obowiązków, pozwolisz im kształtować mniej schematycznie czas pracy i zrozumiesz, że nadgodziny są bez sensu dla nich ( Dla wszystkich innych pracowników też, ale to na inną opowieść.).
Jeśli to rozumiesz i grasz czysto, zdobywasz niekwestionowaną i nieerodującą wdzięczność. Praca daje im spełnienie społeczne, samodzielność czy potencjał partnerstwa ekonomicznego w ich związkach. Praca jest dla nich ważnym elementem na równoważni ‘work-life balance’. Lokuje coś bardzo istotnego po stronie praca – stronie równie ważnej jak 'nie-praca’ czyli życie, czyli cała reszta, w tym i macierzyństwo.
Oczywiście – zdarza się, że dzieci chorują. Tak – młode kobiety zachodzą w ciążę i znikają z zespołu na jakiś czas. Miałem jednak szczęście pracować w miejscach w których radziliśmy sobie, jako przełożeni i zespół, bazując na wyczuciu, empatii, kulturze organizacyjnej, zarówno z macierzyńskimi odejściami jak i powrotami do pracy. Wiem że można, i że takie doświadczenia potrafią fantastycznie integrować grupę. Zespoły, mocno sfeminizowane, doskonale przejmowały obowiązki nieobecnych, bo ich członkinie wiedziały, że za chwile same mogą znaleźć się w takiej samej potrzebie. Transparentność tego co się działo, wspólne radzenie sobie z problemami i uczciwość całej sytuacji, redukowały do minimum nadużycia w korzystaniu z tej pomocy. Jest sporo sytuacji niestandardowych, co nie zmienia tego, że bilans jest absolutnie na plus w stronę pracy z mamami.
Wyzywam na udeptaną ziemię tych wszystkich którzy twierdzą ze młode mamy są firmową kulą u nogi. Bzdury, bzdury i jeszcze raz bzdury!
Młode mamy, czy mamy w ogóle, to przykład pogłębionego poziomu naturalnie kobiecych cech, procentujących w sytuacjach zawodowych które, na bazie wieloletniej praktyki, ogromnie cenię sobie jako rekruter, przełożony, menedżer czy współpracownik. Skrupulatność, koncentracja, pracowitość, ludzkie oblicze biznesu, inteligencja emocjonalna, konsekwencja, terminowość, zespołowe wspieranie się w pracy, dzielenie się wiedzą, porządek i dokumentowanie, odpowiedzialność, dbałość o sprzęt i budżety… lista bez końca. Przykro mi panowie – widzę tego więcej u kobiet niż u nas!
Oczywiście warto zadbać o różnorodność zespołów – również płciową. W mocno sfeminizowanych środowiskach pracy mężczyźni są potrzebni, co najmniej jako czynnik równowagi.
Jak zbadali to (amerykańscy, a jakże) naukowcy kobiety pracujące razem w jednolitej płciowo grupie – np. przez lata w biurze – mają skłonność do synchronizowania swoich cykli owulacyjnych (Może to jakiś atawizm z czasów plemiennych?). To prawda. Nie jest łatwo zderzyć się z zespołowym 'zespołem napięcia przedmiesiączkowego’…
Zawsze jak o tym myślę, przypomina mi się stary dowcip o pewnym pytaniu i odpowiedzi, pojawiających się w tym szczególnym czasie:
„Czemu kobieta mająca PMS gotuje obiad w 18 garnkach ?
Bo ku**a tak !!!”
Współpraca z kobietami to sztuka odczytywania emocji, subtelności i drobiazgów, której trzeba się uczyć na co dzień i bez końca. Jednak powtarzam jak mantrę. Bilans jest na plus!
Typowo męskie zajęcia. Według mnie nie ma takich. Jeśli kobieta chce (!), jest według mnie równorzędnym, o ile nie lepszym (według opisanych powyżej cech) kandydatem. Kobiety w kosmosie, wojsku, polityce, biznesie, pracy społecznej, rozp***rzyły fundamenty patriarchalnego świata.
Szklany sufit awansu i finansów? Nie uznaję! Jedni z najlepszych menedżerów, przedsiębiorców których miałem okazje spotkać to kobiety. Jedne z najlepszych zarządów mniejszych i ogromnych organizacji, które miałem okazje obserwować, miały w swoim składzie najsolidniejsze filary w osobie kobiet. Jedne z najsprawniej prowadzonych programów naprawczych i restrukturyzacyjnych, były prowadzone przez kobiety. Nie ma żadnych powodów, żeby tego nie widzieć i nie doceniać.
Weźmy kilka nazwisk pierwszych z brzegu, żeby zobaczyć przeciąg jakie zrobiły te panie w historii świata w ostatnich kilkudziesięciu latach: Margaret Thatcher, Benazir Bhutto, Matka Teresa, Oprah Winfrey, czy z rodzimego podwórka Janina Ochojska, Hanna Suchocka, Wisława Szymborska. Za chwilę dołączy do nich może Olga Malinkiewicz która pracuje nad zastąpieniem krzemu perowskitami, co pozwoli zrobić z dowolnej powierzchni kolektor słoneczny, rewolucjonizując energetykę.
Czy wiecie ze kevlar wynalazła chemiczka polskiego pochodzenia Stephanie Kwolek?
Czy wiecie, że podwaliny współczesnej informatyki stworzyła pracująca w IBM twórczyni m.in. języka programowania Cobol Grace Murray Hopper, która dosłużyła się stopnia kontradmirała w Armii Stanów Zjednoczonych i jest autorką takich pojęć jak 'bug’ i’debugging’? Bez niej nie byłoby ani Billa Gatesa ani Steva Jobsa.
Czy wiecie że mocne alkohole, zawdzięczamy średniowiecznej twórczyni metod destylacji 'Marii Żydówce’ z Aleksandrii?
Nie wiedzieliście? Ja też nie. To parę wybranych z marszu przykładów. Czemu? Bo to jeszcze jeden element charakterystyczny dla pracy kobiet – nieobecność na świecznikach, w kolejce po nagrody i sławę. I Maria Skłodowska Curie, jest tu jednym z nielicznych, chlubnych wyjątków.
Nie będę namawiał do matriarchalnej, w miejsce patriarchalnej wizji świata i twierdzeń, że „Kopernik była kobietą”. Jestem zwolennikiem rozsądku i równowagi. Nie mówię, że panie nie mają wad – same je doskonale znają i nie trzeba im tego szczegółowo objaśniać. Nie dezawuuję roli mężczyzn i typowych dla nich silnych stron – twardość, podejmowanie decyzji, komunikacja wprost – żeby wziąć pierwsze z brzegu. To o co w określonej proporcji jest zaletą, może stać się problemem czy wadą w nadmiarze czy przy zachwianiu równowagi. Sądzę jednak, że mamy bardzo wiele do zrobienia w kierunku dostrzeżenia, zrozumienia i docenienia kobiecego wkładu i potencjału.
Dlatego właśnie wole przyjmować do pracy kobiety a młode mamy w szczególności !
Możesz zapoznać się z tym felietonem również w wersji filmowej. Niebawem rusza kanał ANTYZARZĄDZANIE na YouTube. Najciekawsze teksty z bloga są inspiracją do filmów na nim.
Drogi Czytelniku/Czytelniczko – mam do Ciebie prośbę. Jeśli dotarłeś do tego miejsca to zainteresował Cię ten tekst. Daj szansę na kontakt z nim także innym. Udostepnij go Twoim znajomym! Dziękuję Ci w swoim i ich imieniu!
Możesz użyć linku
https://archiwum.jarekguc.pl/2015/01/25/dlaczego-wole-zatrudniac-mlode-mamy/
lub poniższych ikon.